niedziela, 13 grudnia 2015

Jak wygląda park każdy widzi

Jak wy­glą­da park każ­dy wi­dzi. Ktoś do­cie­kli­wy za­py­tał­by, a jak wy­glą­dał kie­dyś? Tu­taj za­czy­na­ją się przy­sło­wio­we scho­dy. Z mo­jej pa­mię­ci mo­gę wy­grze­bać co nie­co, po­sia­dam też tro­chę zdjęć i in­nych ma­te­ria­łów z lat 50-tych i 70-tych ubie­głe­go wie­ku. Że­by cof­nąć się jesz­cze da­lej, po­wiedz­my do po­cząt­ku XX wie­ku, po­słu­żę się opo­wie­ścia­mi mo­jej cio­ci, któ­ra by­ła uro­dzo­na w 1900 ro­ku. Jej pa­mięć i wzrok by­ły god­ne po­zaz­drosz­cze­nia, w wie­ku 90 lat czy­ta­ła bez oku­la­rów, a jej pa­mięć kry­ła mnó­stwo cie­ka­wych opo­wie­ści. Trud­no by­ło ją na­mó­wić do ja­kich­kol­wiek zwie­rzeń, ale jak się roz­ga­da­ła, to opo­wia­da­niu nie by­ło koń­ca. Do dzi­siaj nie mo­gę od­ża­ło­wać, że nie na­gry­wa­łem tych roz­mów, te­raz ich war­tość by­łaby nie do prze­ce­nie­nia.

Cof­nij­my się za­tem o po­nad 100 lat, gdzieś w oko­li­ce 1910–1912 ro­ku. Rech­tor (na­uczy­ciel) w szko­le oznaj­mił uczniom, że­by ko­lej­ne­go dnia przy­szły do szko­ły czy­sto ło­ble­co­ne (ubra­ne) i w trze­wi­kach (bu­tach), bo pój­dą na wy­ciecz­kę do „Zom­ku” – jak kie­dyś na­zy­wa­no dzi­siej­szy za­me­czek. W tam­tych cza­sach by­ło to nor­mal­ne, że dzie­ci la­tem cho­dzi­ły na bez­ty­dzień (na co­dzień) bo­so, a w nie­dzie­le i w świę­ta cho­dzi­ło się w bu­tach – i to tyl­ko do ko­ścio­ła. Ca­ły dzi­siej­szy park ja­ko po­sia­dłość (w kro­ni­kach i na sta­rych ma­pach wy­stę­pu­je ja­ko „Rit­ter­gut"- do­bra ry­cer­skie) by­ły ogro­dzo­ne mu­rem i nie by­ły do­stęp­ne dla miesz­kań­ców Mi­chał­ko­wic, mo­gli tam wejść tyl­ko wcze­śniej za­pro­sze­ni go­ście.


Głów­na bra­ma znaj­do­wa­ła się w miej­scu dzi­siej­sze­go zjaz­du z ul. Oświę­cim­skiej do „Bie­dron­ki”, pa­mię­tam ją, w sty­lu neo­go­tyc­kim z ku­ty­mi wro­ta­mi by­ła bar­dzo ozdob­na i pięk­na. Za bra­mą po pra­wej stro­nie znaj­do­wa­ła się bud­ka stró­ża. Wróć­my do na­szych dzie­ci, któ­re gdzieś w 1910–1912r. cze­ka­ją przed bra­mą, po wej­ściu za bra­mę stróż po­li­czył dzie­ci i za­pro­wa­dził pa­ra­mi przed wej­ście do za­mecz­ku. Na scho­dach sie­dzia­ły pięk­nie ubra­ne pa­nie, jed­na z nich, chy­ba naj­młod­sza, po­de­szła do nas z ko­szycz­kiem i czę­sto­wa­ła cu­kier­ka­mi – co w tam­tych cza­sach by­ło ra­ry­ta­sem. Z póź­niej­szych prze­my­śleń ciot­ki wy­ni­ka­ło, że to za­pro­sze­nie dzie­ci przez „Ja­śnie Pań­stwo” praw­do­po­dob­nie mia­ło zwią­zek z uro­dzi­na­mi „Pa­nien­ki” – cór­ki wła­ści­cie­li.

Mu­szę wie­rzyć ciot­ce na sło­wo, że park był na­praw­dę pięk­ny i ro­bił na zwie­dza­ją­cych ol­brzy­mie wra­że­nie. Park to mo­że ma­ło po­wie­dzia­ne, to był du­ży i pięk­ny ogród. „Spa­cer­kiem cho­dzi­li­śmy bru­ko­wa­ny­mi alej­ka­mi, wszę­dzie czy­ściut­ko, pięk­nie upo­rząd­ko­wa­ne, bar­dzo du­żo klom­bów i kwia­tów, na łą­kach cho­dzi­ły pa­wie. W środ­ku par­ku by­ła wiel­ka drew­nia­na al­ta­na z per­go­la­mi, ław­ka­mi i huś­taw­ka­mi. Po za­ba­wie i krót­kim od­po­czyn­ku ra­zem z na­uczy­cie­lem skie­ro­wa­li­śmy się alej­ka­mi w kie­run­ku dru­giej bra­my – wyj­ścio­wej, znaj­du­ją­cej się przy „za­mecz­ku” ogrod­ni­ka, po prze­kro­cze­niu któ­rej zna­leź­li­śmy się w sza­ro­-bied­nej rze­czy­wi­sto­ści”. Moż­na się tyl­ko do­my­ślać i spe­ku­lo­wać ja­kie wra­że­nie po­sia­dłość zro­biła na kil­ku­na­sto­let­nich dzie­ciach, któ­re ży­ły i wy­cho­wy­wa­ły się na brud­nych pla­cach fa­mi­lo­ków i go­spo­dar­skich. Wi­zy­ta w po­sia­dło­ści by­ła pew­nie dla nich jak prze­nie­sie­nie się do in­nej, lep­szej rze­czy­wi­sto­ści.


Za par­kiem, od stro­ny Byt­ko­wa znaj­do­wa­ło się wiel­kie ogrod­nic­two z du­ży­mi szklar­nia­mi i „za­mecz­kiem"- do­mem ogrod­ni­ka. Je­go za­da­niem by­ło utrzy­my­wa­nie, upięk­sza­nie oraz do­star­cza­nie kwia­tów, wa­rzyw i owo­ców do kom­plek­su pa­ła­co­wo- par­ko­we­go.

Ko­niec ma­rzeń, wra­ca­my do XXI wie­ku. Ja­ki wy­glą­da park? Każ­dy wi­dzi. „Naj­waż­niej­sze” dzia­ła­nia z nim zwią­za­ne to zmia­na na­zwy na „Park im. Sta­ni­sła­wa Dyk­ty”. Niek­tó­rzy z upo­rem ma­nia­ka mnie­ma­ją, że no­wy pa­tron jest do­bry na wszyst­ko, od­wró­ci uwa­gę od wy­glą­du par­ku. W ten spo­sób ro­bi się krzyw­dę i na­zwi­sku pa­trona i je­go po­tom­kom. Nie­ist­nie­ją­ca już Kop. „Mi­chał” jesz­cze ja­ko ta­ko fi­nan­so­wa­ła i dba­ła o park oraz Dom kul­tu­ry Ko­pal­ni „Mi­chał” (Za­me­czek). Póź­niej to by­ło tyl­ko co­raz go­rzej, po­gar­sza­ją­ca się sy­tu­acja w gór­nic­twie w la­tach 80-tych i 90-tych, a tak­że łą­cze­nie i li­kwi­da­cja ko­pal­ni w pro­sty spo­sób prze­kła­da­ły się na stan par­ku, za­mecz­ku i oto­cze­nia.

„Jak się nie ma co się lu­bi to się lu­bi co się ma” ma­wia­ją nie­któ­rzy. Swo­ją pod­sta­wo­wą funk­cję (re­kre­acyj­ną) park w tym sta­nie na­wet jesz­cze speł­nia, jest przed­szko­le, jest plac za­baw, są ław­ki, więc moż­na z dzieć­mi i wnu­ka­mi gdzieś się „po­dziać”, a na­wet raz w ro­ku za­sza­leć na od­pu­sto­wych ka­ru­ze­lach. To ty­le czy aż ty­le? Po wy­bu­do­wa­niu (któ­re­go nie kwe­stio­nu­ję) „Par­ku Tra­dy­cji”, któ­ry ma przy­po­mi­nać nam o in­du­strial­nym cha­rak­te­rze mia­sta za­po­mnia­no o jed­nej rze­czy, al­bo­wiem waż­nym czyn­ni­kiem w ży­ciu czło­wie­ka jest przede wszyst­kim na­tu­ra, a kon­takt z nią jest bar­dzo wy­so­ko ce­nio­ny. Nie­ste­ty przy „Par­ku Tra­dy­cji” Park Gór­nik stał się nie­chcia­nym dziec­kiem, o któ­re nikt nie dba. Mo­że ktoś ma in­ne od­czu­cie czy zda­nie? Ma do te­go oczy­wi­ście pra­wo.


Mnie oso­bi­ście park naj­bar­dziej po­do­ba się je­sie­nią i zi­mą, gdy otu­lo­ny jest ko­cem z wie­lo­barw­nych li­ści lub ko­żusz­kiem pu­szy­ste­go śnie­gu. Dla­cze­go aku­rat wte­dy? W peł­ni po­dzie­lam stwier­dze­nie znaw­ców sztu­ki, że nie­któ­re dzie­ła sztu­ki na­le­ży oglą­dać z pew­nej od­le­gło­ści i z przy­mru­że­niem oczu, po­nie­waż nie wi­dać wte­dy nie­do­ró­bek i szcze­gó­łów oraz kiep­skie­go warsz­ta­tu ar­ty­sty.

1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawy wpis, zwłaszcza w kontekście moich ostatnich badań wokół tego tematu. Na zlecenie chorzowskiego skansenu kończę obecnie monografię michałkowickiego dworu, gdzie zamierzam rzucić trochę nowego światła na dawne Michałkowice. Relacja Pana ciotki jest o tyle wartościowa, iż w owych czasach (początek XX wieku) park był świeżo po rozbudowie dokonanej przez spółkę Hohenlohe, która wówczas przejęła nad nim kontrolę. Do 1905 roku park ograniczał się jedynie do terenu, który zaznaczył Pan na mapie, zaś ogrodnictwo znajdowało się za murem kościoła, gdzie później wybudowano willę dyrektora kopalni "Max". Miejmy nadzieję, że Park Górnik zyska jeszcze "drugie życie", zwłaszcza w kontekście trwającego obecnie remontu dawnego domu ogrodnika i leśniczego.
    Pozdrawiam,
    Marcin Wądołowski (dwormichalkowice@gmail.com)

    OdpowiedzUsuń