poniedziałek, 3 czerwca 2013

Darwin chyba miał rację

...twierdząc, że człowiek pochodzi jednak od tej przysłowiowej małpy, ale po kolei. Z czystej ciekawości zadałem sobie trochę trudu i zacząłem szperać w różnych papierach i dokumentach, a nawet w zasobach Państwowego Archiwum w Katowicach. Powód moich poszukiwań jest być może dla większości banalny i oczywisty, ale nie dla mnie. Co jakiś czas słyszymy w radio lub telewizji czy czytamy w różnych publikacjach ogólnopolskich, regionalnych o konieczności (którejś z kolei) zmiany nazw ulic, placów, skwerów itp. Co jest powodem? W tym miejscu dochodzimy do sedna sprawy. Należałoby zadań pytanie czemu służy ta zmiana, po co jest dokonywana?

Na pewno nie chodzi tutaj o dobro obywateli mieszkających na danej ulicy lub osiedlu, ponieważ nazwa ma znikomy wpływ na odczuwalny komfort zamieszkania w danym miejscu. Bardziej jest to kwestia pokazania się i zaistnienia aktualnie rządzącej opcji politycznej, która musi wykazać się konkretnymi działaniami, więc wybiera te najprostsze. Na pocieszenie powiem, że nie są to praktyki nowe i odosobnione. Z tym zjawiskiem mamy do czynienia od dziesięcioleci. W tym miejscu wrócę do przysłowiowej małpy, bo jak inaczej można nazwać jak nie małpowaniem to, co robią kolejne, następujące po sobie elity rządzące.

Każda kolejna władza od czasów cesarza Willhelma, a pewnie dużo wcześniej, wszelkie partie, ugrupowania prawicowe, lewicowe, centralne, faszystowskie oraz komunistyczne usilnie starały się zostawić po sobie "ślad". Trzeba pokazać poprzednikom, że teraz my tu rządzimy, my mamy jedynie słusznych i poprawnych politycznie bohaterów i świętych, którymi obsadzimy nasze place i ulice, bo ci "wasi" to komuniści, faszyści, pedofile, lesbijki, alkoholicy itp. To nic, że koszty tych twórczych fanaberii będą niemałe, rządzących na to stać, w końcu koszty pokryjemy my wszyscy poprzez płacone podatki, gdyż najłatwiej wydaje się pieniądze ogółu. Może wreszcie znajdzie sie ktoś oświecony i trzeźwomyślący, który powie STOP, DOSYĆ tej całej błazenady i podmieniania patronów "gorszych" na "lepszych, "waszych" na "naszych".

Lepiej byłoby nie firmować z nazwiska i imienia obiektów użyteczności publicznej, bo być może sami zainteresowani nie życzyliby sobie tego. Zawsze trzeba liczyć się z tym, że prędzej czy później uwypuklone zostaną nie dokonania artystyczne czy naukowe, lecz kwestie z życia prywatnego. Bierzmy pod uwagę fakt, że ludzi o przejrzystym życiorysie i kryształowym charakterze jest naprawdę niewielu. Nigdy tak naprawdę nie uda się uzyskać jednomyślności przy proponowaniu konkretnej osoby na patrona ulicy, skweru czy placu. Ten, który dla jednych jest wzorem do naśladowania, bohaterem, świętym czy zasłużonym, dla innych, posiadających większą wiedzę i znajomość tematu może być osobą ze wszech miar nieodpowiednią.

W ostatnich miesiącach mieliśmy tego doskonały przykład - Maria Konopnicka - ikona polskiej literatury, patronka setek ulic w kraju, była podobno lesbijką. Po nagłośnieniu tej informacji pojawiły się głosy, mówiące, żę nie przystoi, aby taka osoba była uhonorowana w ten sposób. Helena Majdaniec - nieżyjąca już piosenkarka lat 60-tych - na budynku, w którym mieszkała miała pojawić się tablica informująca o tym fakcie. Obrońcy dobrych obyczajów i szeroko pojmowanej moralności stanowczo orzekli, że źle się prowadziła i była pijaczką, więc nie przystoi. Ostatnio nawet władze San Francisco chcą zmienić ulicę Lecha Wałęsy, ze względu na kontrowersje po jego wypowiedziach na temat homoseksualistów. Dostało się także "Zośce", "Rudemu" i „Alkowi" z Szarych Szeregów („Kamienie na szaniec") którzy według dr Janickiej z PAN podobno byli gejami. Podobnych przykladów jest więcej, Andrzejewski, Baczyński, Hłasko czy Dąbrowska.

Szanujmy pamięć i dobre imię wszystkich dobrych i wspaniałych ludzi, poetów, artystów, literatów, bohaterów, zasłużonych, ich potomków i rodzin, a także tych, których zbieżność nazwisk z tymi pierwszymi jest całkowicie przypadkowa. Nie róbmy z nich pośmiewiska, bo w większości przypadków na to nie zasługują. Ich miejsce to karty historii, a nie zardzewiałe tabliczki na ścianach domów.

Przestańmy "małpować" swoich poprzedników, nie stwarzajmy naszym następcom okazji do kolejnego "małpowania". W naszym polskim języku są tysiące słów - rzeczowników, przymiotników i innych, w dziesiątkach różnych dziedzin, które byłyby właściwe na odpowiednie nazwy.

Rządzącym i tym wszystkim, którzy chcą nas uszczęśliwić kolejnym "swoim i lepszym" patronem oraz mającym mniemanie, że ilością zmienionych nazw podbudują sobie słupki poparcia społecznego radziłbym: zbudujcie sobie w domu takie ołtarzyki, gdzie w zaciszu możecie się modlić i gloryfikować swoich patronów do oporu, bez szkody dla nich i kieszeni podatników.

Żeby nie być gołosłownym posłuże się tylko jednym przykładem, dzisiejszą ul. Kościelną, której nazwę zmieniano (z tego co zdołałem stwierdzić) około 9 razy.

od 1880 r. Dorfstrasse (Wiejska)
............. Kirschestrasse (Kościelna)
............. Kaiserstrasse (Cesarska)
............. Laufendestrasse (Przelotowa, Dolotowa, Przebiegająca)
............. Beuthnerstrasse (Bytomska)
............. Kościelna
............. Adolf Hitlerstrasse
............. 15-go Grudnia
............. Kościelna
????????????? ?????????????

Czy po tylu zmianach jest ładniejsza? Czy mieszka się na niej lepiej? Bardziej komfortowo? Widocznie decydenci wychodzą z założenia, że w zasadzie „Kto to jeszcze pamięta?”, w tym właśnie momencie stawiają się w miejscu brakującego ogniwa w teorii Darwina.

Ocenę tych poczynań pozostawiam zainteresowanym.