Nie mam tu na myśli tego, co większość z was pomyśli. W gwarze śląskiej mówiło się - “po tycie” - co znaczyło dostać w twarz lub inaczej po pysku, jednak tym razem chodzi o coś przyjemniejszego; o to, czym nasi rodzice chcieli przekonać nas do uczęszczania do szkoły.
Dla kilkuletniego pierwszoklasisty pierwszy dzień w szkole to wielkie przeżycie. Nagle pozbawiony zostaje on nieograniczonego czasu wolnego. Bez względu na pogodę - słońce czy deszcz - musi rano wstać, iść do szkoły i się uczyć - kompletna katastrofa dla takiego malucha. Było mu tak dobrze, komu to przeszkadzało? Póki co, do tej pory nikt niczego lepszego od szkoły nie wymyślił, za to ktoś wymyślił tyta i był to strzał w przysłowiową dziesiątkę.
Zwyczaj obdarowywania pierwszoklasistów tytą - z niemieckiego Schultüte lub Wundertüte - pochodzi z Niemiec. Fakt wręczania tyty odnotowano już w 1817r. w Jenie. W Polsce ta tradycja jest znana od dwudziestolecia międzywojennego, szczególnie popularna na Śląsku, w Wielkopolsce i na Warmii.
Możnaby powiedzieć, że tyta była i jest swego rodzaju wabikiem i przynętą na tego małego człowieczka, ale tak to już jest. Są sytuacje kiedy dzieci “kupuje” się słodyczami i zabawkami. Dorosłych też się mami i kupuje, tylko “słodycze i zabawki” są inne.
Bardzo dobrze pamiętam swoją tytę. Zrobiła na mnie duże wrażenie, a to z racji wielkości, byłem pewien, że jest pełna słodyczy. Po całym zamieszaniu jakim był pierwszy dzień w szkole w domu czekało mnie małe rozczarowanie. Po rozpakowaniu okazało się że tyta w 2/3 (ta szpica) wypełniona była papierem, a tylko na samej górze były słodycze. Tak było, ale w latach 50-tych nikomu się nie przelewało. Jakie czasy taka tyta.W szkole bywa różnie, jednak po latach wspominamy spędzone w niej chwile, i te złe i te dobre. Tych ostatnich życzymy tegorocznym pierwszoklasistom jak najwięcej, a to, jak prezentowały się ich tyty na przestrzeni dziesięcioleci zostało zaprezentowane w poniższej galerii. Zapraszam do oglądania.
Zdjęcia pochodzą ze zbiorów własnych oraz z Internetu.